Początkowo na długi czerwcowy weekend mieliśmy pojechać w kilka osób w głuszę. Chcieliśmy wynająć domek gdzieś w lesie i jeździć po okolicy na rowerach. Pomysł jednak upadł, ponieważ towarzystwo się rozjechało i w życie wcieliłem plan B. Razem z Agnieszką pojechaliśmy Kolejami Mazowieckimi do Mławy, potem skoczyliśmy na Mazury, a trzeciego dnia wróciliśmy do Ostrołęki, skąd mieliśmy pociąg do Warszawy. Zrobiliśmy w trzy dni 284 km z sakwami, także było to świetne przetarcie przed wakacyjną wyprawą do Toskanii…

DZIEŃ 1 Iłowo – Michałki
TRIP: 100,60 km ● TIME: 5:51:32 ● AVS: 17,17 km/h ● MAX: 39 km/h

Już sam początek wycieczki rozpoczął się od przygody. Na stacji w Mławie wystawiłem rower Agnieszki na peron, wsiadłem z powrotem do pociągu, aby wyjąć swój i… w tym momencie drzwi się zamknęły. Widziałem tylko zdziwioną minę Agnieszki stojącej bezradnie na dworcu. Na szczęście następna stacja oddalona była zaledwie o 6 km, więc po kilkunastu minutach spotkaliśmy się w Mławie. Ruszyliśmy na północ. To nie był łatwy dzień dla rowerzystów jadących w tym kierunku – wiał bardzo silny wiatr, momentami zwalnialiśmy na płaskiej drodze aż do 15 km/h i ciężko było jechać szybciej. Zbawieniem był las – jak tylko drzewa zaczynały osłaniać szosę, można było się rozpędzić i utrzymywać niezłą prędkość. Na jednym z szutrowych łączników między asfaltami nagle na drogę wyszła cała horda krów. Z lekką niepewnością zatrzymaliśmy się na przeciwko nich w oczekiwaniu na rozwój wydarzeń. Na szczęście zgrabnie nas ominęły, nawet nie ocierając się o rowery. Trasę wycieczki planowałem na podstawie garminowskiej GPMapy i niestety, mimo oznaczonej drogi asfaltowej, za miejscowością Muszaki prawie 10 km musieliśmy pokonać po bruku. Na szczęście 90% tej trasy posiadało ubite pobocze i dało radę uniknąć nieprzyjemnych wstrząsów. Na obiad (pierogi i kurczak w cieście naleśnikowym) zatrzymaliśmy się w bardzo ładnym Gościńcu Mazurskim w Jedwabnie. Do Pasymia zostało już tylko 15 km – pokonaliśmy je bardzo sprawnie. Niestety w samym mieście nie było miejsc do spania, więc musieliśmy poszukać czegoś w okolicy. Po kilku rozmowach z miejscowymi trafiliśmy do wsi Michałki. Znajduje się tam wiele gospodarstw położonych nad jeziorem. Na nocleg zatrzymaliśmy się w uroczym pensjonacie Malwa (50 zł/osobę).


Uda się przejechać?

DZIEŃ 2 Michałki – Karwica
TRIP: 98,12 km ● TIME: 5:52:52 ● AVS: 16,70 km/h ● MAX: 42 km/h

Noc była zimna, za to ranek słoneczny i ciepły. Zapowiadał się upalny dzień. Po śniadaniu, które zjedliśmy na świeżym powietrzu w ogrodzie pensjonatu, pojechaliśmy znaną nam drogą do Pasymia. Nie przypuszczaliśmy, że w poszukiwaniu noclegu poprzedniego dnia przejechaliśmy aż 7 km. Z Pasymia skierowaliśmy się na wschód. Dziś cały czas mieliśmy jechać przez Mazury, także zapowiadały się świetne widoki. Pogoda się nad nami zlitowała – wiało słabiej, do tego większość w plecy lub z boku. Pierwszy postój zrobiliśmy na wzgórzu, z którego rozpościerała się panorama na położone niżej jezioro i bezmiar lasów. Po drodze do Piecek naszą uwagę zwrócił szyld „ferma strusi”. Skuszeni możliwością obejrzenia tych niezwykłych ptaków skręciliśmy w polną drogę. Mieszkaniec wsi, którego spotkaliśmy, opowiedział, że fermy już dawno nie ma i pozostały zaledwie dwa strusie. Skierował nas do odpowiedniego gospodarstwa. Niestety strusie były gdzieś ukryte, a ich opiekunowie wyjątkowo niemili, więc zrezygnowaliśmy z tej atrakcji. Drugie śniadanie (kanapki z pasztetem i ogórkiem) przygotowaliśmy na pomoście w ośrodku wypoczynkowym w Pieckach. Bardzo przyjemnie było wrócić do miejsca znanego z lat młodzieńczych. Dużym zaskoczeniem była dla nas okolica miejscowości Krutyń. Przemysł kajakowy rozwinął się tak bardzo, że wiosłowanie w tym rejonie w niczym nie przypomina już kontaktu z naturą, jaką niosą za sobą spływy, na które my jeździmy. W tym „kajakowym zagłębiu” dobrze będą czuć się wyłącznie mieszczuchy, którzy nie przepadają za przygodą, dzikimi, niedostępnymi miejscami i ciszą. Ostatnie 10 km do Karwicy jechaliśmy bardzo dziurawą drogą, która wyglądała jak po ataku moździerzowym. Dużym atutem był praktycznie brak ruchu samochodowego. W Karwicy zatrzymaliśmy się w gospodarstwie agroturystycznym niedaleko poczty (40 zł/osobę). Jak Mazury, to na obiad nie mogło zabraknąć ryby. Pyszny sandacz wylądował w naszych brzuchach, a po jedzeniu poszliśmy na plażę napić się piwa. Wieczór spędziliśmy w domku u znajomego żeglarza, którego spotkaliśmy przypadkiem nad jeziorem.


Przekąska nad jeziorem

DZIEŃ 3 Karwica – Ostrołęka
TRIP: 85,23 km ● TIME: 4:55:31 ● AVS: 17,30 km/h ● MAX: 28,66 km/h

Obudziliśmy się o 6:00, ale wykorzystaliśmy kilkukrotnie opcję „drzemka” w telefonie i wstaliśmy dopiero pół godziny później. Musieliśmy wyjechać dość wcześnie, żeby nie spóźnić się na pociąg Kolei Mazowieckich z Ostrołęki, który odjeżdżał o 15:15. Niestety wiatr zmienił kierunek i nie ułatwiał nam jazdy. Przejazd przez Puszczę Piską był fantastyczny. Gęsty las, dobra, pusta droga – sam miód! Po wjechaniu na Mazowsze dało się zauważyć zmianę krajobrazu. Również i tego dnia nie obyło się bez nadrobienia kilku kilometrów. Po postoju na drugie śniadanie przeoczyliśmy drogę, w którą powinniśmy skręcić. Po powrocie okazało się, że droga jest piaszczysta i wybraliśmy dłuższą trasę, za to z dobrą nawierzchnią. Na szczęście mieliśmy spory zapas czasu i zdążyliśmy jeszcze zjeść pizzę w Ostrołęce. Na peronie zjawiliśmy się 20 minut przed odjazdem pociągu, także powiesiliśmy rowery na wieszakach i zajęliśmy miejsca siedzące. Nie mogę pojąć, jaki baran projektował przedział rowerowy w Kolejach Mazowieckich, ale umieszczenie wieszaków po dwóch stronach wagonu świadczy o wyjątkowym braku inteligencji… W pociągu po kilku następnych przystankach zrobiło się dość tłoczno, ale można się było tego spodziewać pod koniec długiego weekendu. Szkoda, że przygoda trwała tylko 3 dni…


Prawie jak okładka Atom Heart Mother zespołu Pink Floyd

Trasę, którą pokonaliśmy polecam każdemu Warszawiakowi, który chce spędzić 3 dni w pięknych rejonach i przy okazji nie wydać za dużo pieniędzy na pociągi. Odcinki dzienne w granicach 80-90 km (tyle wychodzi bez nadrabiania) pokona każdy rowerzysta, nawet z gorszą kondycją. Może być to też próba przed dłuższą wyprawą wakacyjną, na której można przetestować sprzęt i własne możliwości. Poniżej mapa naszej wycieczki z zaznaczonymi interesującymi miejscami: