Wczorajszy dzień był nie lada atrakcją dla wszystkich miłośników kolarstwa z Warszawy. Przez ulice naszego miasta wiodła trasa pierwszego etapu Tour de Pologne. Ekipa Lang Teamu zapewniła kibicom dużo atrakcji, bowiem zawodnicy pokonywali pętlę po stolicy aż ośmiokrotnie. Dzięki temu była okazja, aby wyłowić z tłumu swoich faworytów, zobaczyć jak peleton pracuje nad likwidacją ucieczki i oczywiście podrzeć się trochę Sylwek jeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeedź!!!

Rok temu nie mogłem obejrzeć naszego narodowego touru, ponieważ w czasie, kiedy się odbywał, byłem na wakacjach. Kolarzy na ulicach stolicy widziałem za to dwa lata temu i było to bardzo interesujące przeżycie. Z niecierpliwością czekałem więc na pierwszy dzień sierpnia. W niedzielne popołudnie pojechaliśmy z Agnieszką, Tigerem i jego kolegą do Błonia, aby zobaczyć kolorowy peleton jeszcze przed wjazdem do Warszawy. Na rynku w Błoniu usytuowana była pierwsza lotna premia tego etapu. Fajnie, że mieszkańcy z dużym entuzjazmem przyjęli informację, że tour prowadzić będzie przez ich miasto i licznie stawili się na trasie. Najszybszy na premii był Michael Schar z teamu BMC. Razem z nim zobaczyliśmy jeszcze trzech zawodników (w tym naszego reprezentanta Błażeja Janiaczyka). Trzy minuty później pojawił się peleton, na czele którego pracowali zawodnicy z drużyny HTC-Columbia. Z peletonu udało mi się wyłowić Sylwestra Szmyda – jest na trzecim zdjęciu.


Lotną premię w Błoniu wygrywa Michael Schar (BMC Racing Team)


Ekipa HTC-Columbia na czele peletonu


Nasz Sylwek Szmyd (Liquigas) koło zawodników Astany


Przejazd peletonu przez rynek w Błoniu

Od razu po opuszczeniu rynku przez kolarzy ruszyliśmy w stronę samochodu, aby zdążyć do Warszawy na osiem rund. Po drodze Tiger zajął się pompowaniem wielkiego dmuchanego krokodyla, którego ubraliśmy w koszulkę kolarską i czapeczkę. Mój pomysł, żeby go zabrać na wyścig okazał się strzałem w dziesiątkę (inspiracją był oczywiście znany wszystkim film o francowatym aligatorze). Zawsze bardzo podobały mi się niekonwencjonalne stroje lub pomysły kibiców na trasie Tour de France. Dlaczego nie bawić się równie dobrze na naszym narodowym wyścigu? W kolarstwie wszystko jest takie kolorowe i radosne – a kibice w Polsce tacy zwykli… Na miejscu spotkaliśmy się z moją siostrą i Belem, którzy przyjechali z Ursynowa na rowerach. I tak wspólnie przechadzaliśmy się z forfiterem wzdłuż Alei Ujazdowskich dopingując dzielnych zawodników. Przy okazji sprawiliśmy dużo radości dzieciom, którym nasz dwumetrowy gadżet bardzo przypadł do gustu. No i dzięki niemu byliśmy widoczną grupą podczas relacji telewizyjnej oraz na zdjęciach z linii mety! Belo miał trochę szczęścia i złapał bidon Liquigasu wyrzucony przez kolarza za strefą bufetową. Być może rzucił go Sylwek…

Atmosferę radości zmąciła nieco kraksa, która wydarzyła się na kilometr przed metą i zdziesiątkowała peleton. W jej efekcie finiszowała tylko mała grupa, z której najszybszy był Jacopo Guarnieri z grupy Liquigas-Doimo. Za to najaktywniejszymi zawodnikami okazali się Polacy – Łukasz Bodnar oraz Błażej Janiaczyk.

Jeśli pogoda dopisze, wybiorę się na weekend w Tatry pojeździć na szosie. Wtedy jeszcze raz spotkam kolorowy peleton Tour de Pologne.


At least four feet szwagier!


Gierary Hirr!


Sylwek jeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeedź!!!


Jeszcze na rundach ucieczka wierzyła w udane zakończenie akcji


Ale peleton zaczął pracować – na czele ponownie zawodnicy HTC-Columbia


Fajnie zobaczyć kolarzy pędzących 60 km/h po ulicach Warszawy


Na większości zdjęć z mety jesteśmy widoczni – dzięki forfiterowi!