Ostatnie wycieczki to było prawdziwe dziadostwo! Wybieraliśmy kierunki z wiatrem i cieszyliśmy się z tego, że potrafimy szybko jeździć. Przyszedł czas na prawdziwie męską trasę. O dziwo pierwszy raz w tym sezonie wybrała się z nami kobieta. Ale nie byle jaka! Ala Stępniewska od tego roku mocno uderzyła w triathlonowy trening i efekty widać zarówno na listach z wynikami, jak i na szosie. Razem z nią, jej mężem Maćkiem „Iron Manem” i Drzymerem wybraliśmy się w sobotni poranek na pętlę wokół Zalewu Zegrzyńskiego. Objechanie tego akwenu nie jest takie proste, bowiem najbliższy most na Bugu znajduje się dopiero w Wyszkowie. Muszę przyznać, że mieliśmy świetny dzień. Przejechaliśmy 140 km, zmierzyliśmy się na kilu premiach górskich i było naprawdę pysznie… Do czasu. Wieczorem, wracając z działki od Szymka, narzeczona wystawiła mnie na ciężką próbę. Otóż postanowiła wjechać do naszego garażu z moim rowerem na dachu. Nie muszę chyba wspominać, że sztuka ta nie skończyła się powodzeniem. Szkoda Scotta.
Ala i Drzymer na mazowieckich asfaltach
Drzymer na pięknej drodze niedaleko Skubianki ze szpalerem drzew
Wszystkie żele energetyczne, batony i inne wspomagacze mogą się schować. Prawdziwy polski kolarz jeździ na kiełbasie! | Ala na swojej czasowej maszynie.
Tę fotografię wyreżyserował Drzymer – każdy ma swoje drzwi, nie mam tylko ja. To ostatnie zdjęcie z moim rowerem przed złomowaniem.
Smutny widok, więc nawet nie będę podpisywać…
…a tyle zostało z mojej ukochanej szosy po próbie sforsowania garażu.
Trasa naszej wycieczki: