Dziś u Bela i Knura święto dyni. Nie obchodzę, ale z przyjemnością nawiedzę wieczorem dom mej siostry i szwagra, no i ich małej Kropeczki, która jest w drodze… Zanim jednak rozpoczniemy wieczorne harce Belo zaproponował o 14 przejażdżkę. Pewnie z domu chciał się wyrwać i nie wycinać wymyślnych figur z warzyw. Pogoda sprzyjała, bowiem termometr wskazywał 18 stopni. Dokładnie rok temu spadł śnieg, a tym razem mogliśmy zamknąć sezon szosowy trochę później. Zaliczyliśmy pętlę wilanowską i spaghetti u Bela w ramach posiłku regeneracyjnego. Wyszło 80 km. Szosa powisi chyba na wieszaku do kwietnia. A co z MTB? Czy uda się jeszcze pojechać do lasu w listopadzie? Zobaczymy – zależy od ilości pracy w weekendy. Tymczasem uciekam na święto dyni.
