Ale porażka. Żeby pod koniec czerwca nie mieć zaliczonej żadnej wycieczki okraszonej setką na liczniku, to prawdziwy wstyd! Trzy lata temu pisałem o trasie z Radomia i wtedy zastanawiałem się już, jak można było czekać do 11 czerwca. W tym sezonie jeżdżę sporo, ale raczej krótko. Nadszedł najwyższy czas na tegoroczną stówę i w kilka osób w sobotę wybraliśmy się na kolejowo-rowerową eskapadę do Ciechanowa.
Z racji naszej planowanej na lipiec wyprawy nad Adriatyk, na treningu nie mogło zabraknąć Bela, Sidora i Laski. Forma musi rosnąć, bo z sakwami nie będzie tak łatwo. No ale niestety – Sidorowi pomyliły się godziny (wersja oficjalna) i wspomagani Szymkiem i Drzymerem w piątkę znaleźliśmy się w pociągu Kolei Mazowieckich relacji Warszawa Gdańska – Ciechanów. Następny skład odjeżdżał dopiero za trzy godziny, więc nie było sensu czekać. Na stacji docelowej wysiedliśmy parę minut przed dwunastą. Zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie pod planem Ciechanowa (wyszło tylko dlatego, że Belo wstrzymał ręką ruch samochodowy – widać to na fotografii) i ruszyliśmy przez miasto na południe. Cały dzień sprzyjał nam wiatr, który był dość silny. Dzięki temu bez większego wysiłku na pierwszych dwudziestu kilometrach utrzymywaliśmy prędkość w zakresie 27-30 km/h. Siedemdziesiąt kilometrów pokonaliśmy w trzy godziny z lekkim okładem. Jechało się fantastycznie. Tylko czasami dziurawy asfalt odbierał nieco radości, ale ogólnie wycieczka była zacna. Po piętnastej znaleźliśmy się na działce u Szymka i zabawiliśmy tam aż do dwudziestej. Grill, pływanie, bieganie, zimne piwo, zabawy z psem – każdy skorzystał w swój wymarzony sposób z pięknego letniego dnia. Niestety tytułową stówę zaliczyliśmy tylko z Drzymerem, ponieważ reszta ekipy została oglądać mecz Hiszpania-Francja i nocowała nad Zegrzem. My za to przycisnęliśmy tak mocno, że zdążyliśmy bez problemu na drugą połowę. Bardzo udany dzień!
Poniżej kilka zdjęć z wycieczki do Ciechanowa oraz obowiązkowo mapa.