To już ostatnie pięć zdjęć z wakacyjnej wycieczki szlakiem Tirol Mountain Bike Safari. Z bólem serca jutro muszę opuścić to miejsce. Mam nadzieję, że wszystkim śledzącym relację na żywo, podobały się nasze wpisy i fotografie zamieszczane kilka razy dziennie. Nam podobało się wyjątkowo. Mam nadzieję, że kiedyś wrócę z rowerem do Tyrolu i sprawdzę, czy pozostałe dziewięć etapów jest równie atrakcyjne, jak pierwsze sześć. Bawiłem się rewelacyjnie. Jeszcze raz dziękuję Kasi Gaczorek z Tirol Werbung za zaproszenie. Dankeschön!!! A teraz przechodzimy do fotograficznego podsumowania ostatniego dnia rowerowego safari.
Rano nie wiedzieliśmy, czy uda nam się dziś pojeździć. Meteorolodzy zapowiadali w Seefeld 7°C i opad deszczu przez cały dzień. Na szczęście okazali się omylni i mogliśmy delektować się doskonałymi warunkami rowerowymi. Było mokro, ale za to pot nie zalewał oczu na każdym podjeździe. Za to na zjazdach chlapało na potęgę. Rano zaliczyliśmy długi, szybki przelot do doliny po szutrowej drodze. Była więc okazja do ubrudzenia facjat i całej garderoby. Dirty faces win races!
Wczoraj dowiedzieliśmy się, że Seefeld będzie gospodarzem mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym w 2019 roku. W związku z tym planowane są wielomilionowe inwestycje w regionie. W swoją przyszłość inwestują już teraz młodzi zawodnicy. Co prawda biathlon nie jest rozgrywany razem z biegami i skokami, ale i ta konkurencja rozwija się tu prężnie. Dziś trafiliśmy na trening na strzelnicy.
Tyrol ma tę zaletę, że nie trzeba się martwić o zapas w bidonach podczas wycieczek. Co jakiś czas przy drogach rowerowych lub w miasteczkach można się natknąć na źródła wody pitnej. Korzystaliśmy z nich regularnie przez ostatnie sześć dni.
Pod koniec jednego z szosowych podjazdów znajdowało się małe stoisko z kwiatami. Można je było kupić tuż przy drodze. Co prawda nie skorzystaliśmy z tej możliwości, ale kolorowe płatki urozmaiciły szaro-bure barwy dominujące podczas deszczowej aury. Na zdjęciu Kasia pokazuje, że treningi przed MTB Safari nie poszły w las i jazda pod górę to dla niej chleb powszedni.
Ośrodek narciarski Muttereralm był ostatnim, jaki odwiedziliśmy. Nie chciałem zbyt szybko żegnać się z wysokogórskim klimatem, więc pozwoliłem sobie na pięć minut przerwy tuż przed zjazdem. W tym czasie krowy zajęły się moim rowerem. Wylizały całą kierownicę i licznik. Nie dziwię się wcale, że Genius 940 wpadł im w oko, bo to fantastyczna maszyna.