Maj był w tym roku wyjątkowo paskudny. Całe szczęście, że deszcz odpuszczał chociaż na jeden dzień każdego weekendu, bo inaczej można by się załamać. Na pożegnanie miesiąca, pogoda sprawiła miłą niespodziankę i w sobotę mogliśmy pojeździć w pięknym słońcu. Po okresie bardziej ambitnych wycieczek, wytyczyłem krótką trasę (50 km) z Góry Kalwarii do metra Kabaty. Dzięki temu na wypad zdecydowało się więcej osób, bo aż 11. Tym razem priorytetem było miłe spędzenie czasu w gronie znajomych, więc nie forsowaliśmy tempa, piknikowaliśmy i wyszła z tego bardzo sympatyczna wycieczka!

Jako środek transportu wykorzystaliśmy niezawodne Koleje Mazowieckie, które bardzo przychylnie podchodzą do rowerzystów (w okresie wiosenno-letnim rowery jeżdżą za darmo). Skład obsługujący połączenie do Góry Kalwarii jest nowoczesny i przyjemnie się nim podróżuje. Na miejscu byliśmy o 10:15. Pierwszą atrakcją był zamek w Czersku. Niestety nie mogliśmy dostać się do niego polną drogą od strony Wisły, ponieważ tereny położone w pobliżu rzeki były zalane po ostatniej powodzi. Pozostała główna droga. Na dziedzińcu zamku zrobiliśmy krótki popas, który umiliła nam obecność panów sprzedających smakołyki typu chleb ze smalcem, czy kiełbasa z grilla.


Zamek Książąt Mazowieckich w Czersku


Przy armacie w Górze Kalwarii

Drugi przyjemny postój mieliśmy na pomoście w Zalesiu Górnym. Przez chwile mogliśmy się poczuć jak na Mazurach. Miłą atmosferę próbował popsuć bosman z lokalnej wypożyczalni sprzętu pływającego, ale nie miał z nami szans i nie porządził sobie za bardzo. Jestem ciekawy, jaką pogodą uraczy nas długi weekend za tydzień…


Dziewczyny pedałują w stronę Czarnego Lasu

A oto trasa naszej sobotniej wycieczki: