Realizacja moich ambitnych planów rowerowych w tym sezonie idzie gorzej niż spełnianie wyborczych obietnic przez kolejne ekipy rządzące w naszym kraju… W sobotę mieliśmy wystartować z Belem i Gruchą w Bike Oriencie, ale Belo nadział się stopą na coś ostrego w morzu, a Gruszce wyjazd uniemożliwiły sprawy rodzinne. W efekcie jeden chodzi o kulach i płacze przykuty do kanapy w domu, a z drugim ciężko się nawet komunikować. W zaistniałej sytuacji szybko trzeba było wymyślić plan „B”. Zaproponowałem Drzymerowi szosową wycieczkę z Działdowa do Warszawy. Powiedział, że zastanowi się i da znać wieczorem w piątek. Niepewność była więc duża. Nieoczekiwanie wyklarowała się inna opcja, bowiem zadzwonił Sidor:
– Idziesz jutro na rower?
– Umówiłem się wstępnie z Drzymerem na szosę, ale on nie wie, czy będzie mógł jechać. Mogę więc zaatakować z Tobą jakiś teren.
– That’s my boy!
– Wyślę Ci SMS-a wieczorem z godziną i miejscem zbiórki.
Niewiele brakowało, a wszystko wzięłoby w łeb. Sidorowi po naszej rozmowie przestał działać telefon i moją wiadomość o spotkaniu o 11 przeczytał o… 11:35. Zdecydowałem, że poczekam kolejne pół godziny, bo lepiej przeżywać przygody we dwóch. W południe byliśmy gotowi do ataku na Kambodżę.
W oczekiwaniu na Sidora krążyłem po Moście Siekierkowskim, z którego miałem piękny widok na centrum.
Zawsze, gdy wybiorę się do Mazowieckiego Parku Krajobrazowego, jestem zachwycony jego terenami. Pewnie duży wpływ na odczucia mają wspomnienia. Jak wielokrotnie zaznaczałem, spędzałem tu na rowerze każdy letni weekend w czasach liceum. Najwspanialszym fragmentem jest oczywiście „Kambodża”, czyli czerwony szlak nad rzeką Mienią na południe od Wiązowny. Tę kilkukilometrową ścieżkę uważam za najlepszy odcinek MTB w okolicach stolicy. Kto nie był, niech natychmiast nadrobi zaległości! Przejazd krętym jak jelita singletrackiem nie był końcem przyjemności. Pierwszy raz mieliśmy okazję wypróbować niebieski rowerowy szlak nad Świdrem. To również była uczta dla każdego fana wąskich, wymagających dobrej techniki ścieżek. Nie mogliśmy uwierzyć, że pod Warszawą mamy jeszcze takie nieodkryte perełki.
Kambodża. Numer jeden w mazowieckich lasach!
Sidor – im starszy, tym mądrzejszy. Z każdym rokiem proporcje melanż/rower zmieniają się na korzyść tego drugiego.
Rzeka co jakiś czas pożera kolejne drzewa. Na jednym z nich zrobiliśmy krótką przerwę.
Piękny szlak rowerowy nad Świdrem
Od Otwocka skończyły się trudne szlaki i wariantem asfaltowo-szutrowym dotarliśmy do mostu w Górze Kalwarii. Na szczęście jest tam wąski pas odgrodzony barierą od szosy i nie musieliśmy jechać wśród pędzących TIR-ów. Tuż po przeprawie przez rzekę czekała nas wspinaczka po bruku i długi zjazd na wylocie z miasta. Potem kilkanaście kilometrów pustego asfaltu nad Wisłą – piękna droga. Ostatni przystanek zrobiliśmy w sklepie ABC, w często odwiedzanych przez nas Oborach. Błyskawicznie przeskoczyliśmy do Powsina, gdzie pożegnałem się z Sidorem i pognałem na Pragę. Wyszło 107 km – nieźle, bo rok temu pierwsza stówa pękła pod koniec czerwca (sic!), a teraz trzaskam je raz za razem. To była pyszna wycieczka i w dużym stopniu osłodziła mi gorycz powstałą po rezygnacji z udziału w rajdzie na orientację. Poniżej trasa, którą śmiało polecam warszawskim entuzjastom MTB.