Piękny majowy weekend kusił różnej maści atrakcjami. Cieszę się, że mimo wielu pozasportowych wydarzeń udało się pojeździć na rowerze i pobiegać. Koncert Lady Pank na Juwenaliach, mecz Legii z Lechem, urodziny Ani na działce nad Zegrzem, rodzinny obiad… Jak tu znaleźć miejsce na sport? W lukę idealnie wstrzeliła się czwarta runda Mistrzostw Warszawy i Mazowsza w rowerowej jeździe na orientację. W niedzielny poranek spakowałem rower do bagażnika i pojechałem do Białobrzegów, gdzie znajdowała się baza zawodów.
Dotychczas we wszystkich imprezach tego typu korzystałem z map turystycznych. Warszawski czempionat różni się jednak od długodystansowych maratonów na orientację – tutaj operuje się bardzo dokładnymi, specjalistycznymi mapami w dużych skalach. Są na nich zaznaczone wszystkie, nawet ledwo przejezdne, ścieżki i dukty leśne. Nie ma za to szlaków, nazw miejscowości itp. Obawiałem się nieco takiej mapy, ale okazało się, że bardzo dobrze się na niej nawiguje. Na zawodach do wyboru były cztery warianty tras – zielona (4,2 km, 6 PK), niebieska (11,6 km, 12 PK), czerwona (19,6 km, 17 PK) oraz czarna (28,5 km, 24 PK). Oczywiście wartości kilometrowe podane przez organizatora mogły się różnić od przejechanych, ponieważ zaliczaliśmy punkty w formule scorelauf (dowolna kolejność). Zdecydowałem się na wariant czarny, określany jako „bardzo długi i bardzo trudny”. Nie był ani długi (w porównaniu np. do „Mordownika”, na którym przejechaliśmy 130 km po górach), ani przesadnie trudny – raczej wszystkie punkty można było dość precyzyjnie namierzyć. Oczywiście mój wynik, w porównaniu do kozaków w tej dyscyplinie, nie powalał na kolana, ale nie spodziewałem się rewelacji – w końcu pojechałem tam po naukę. Trasę pokonałem w 2,5 h, a zwycięzca (Dariusz Bogumił) był 40 minut szybszy. Organizator gliwickiego rajdu Igor Błachut musiał zadowolić się drugą pozycją (5 minut straty). Klikając na miniaturę obok możecie zobaczyć jak wygląda mapa do rowerowej jazdy na orientację.
Impreza bardzo mi się podobała, na pewno co jakiś czas będę pojawiać się na zawodach z tego cyklu, chociaż rajdy z dłuższym dystansem do pokonania i mapami turystycznymi podobają mi się bardziej. Dobrze jest mieć takie weekendowe zawody w okolicach Warszawy, bo w poszukiwaniu lampionów jeździ się znacznie ciekawiej niż bez nich.
Punkt nr 33 pozbawiony został perforatora przez tajemniczego złoczyńcę.