Ostatni weekend zapowiadał się fatalnie pod kątem rowerowym. Miało lać, a do tego meteorolodzy zapewniali, że termometry nie pokażą więcej niż 10-12°C. Jak to często bywa, z sytuacji beznadziejnej rodzi się fantastyczna rzecz i tak też się stało. W środę wieczorem zadzwonił do mnie Grucha i zaproponował pracę w roli fotografa na rajdzie przygodowym, który organizował dla kancelarii prawniczej swojego przyjaciela. Długo się nie zastanawiałem. Jedyny problem stanowił rower. Po zmianie łańcucha, średnia zębatka w korbie odmówiła posłuszeństwa. Uratował mnie niezawodny Diamond Back – pierwszy MTB w naszej rodzinie z 1993 lub 1994 roku. Jeździ w niemal niezmienionej konfiguracji do dziś.

W piątek o szóstej rano, przy okropnej ulewie, ruszyliśmy do Lidzbarka Warmińskiego. Naszym zadaniem pierwszego dnia było rozstawienie trzech punktów w lesie i wgranie ich współrzędnych do dziewięciu odbiorników GPS Garmina. Na szczęście po południu przestało padać i mogliśmy pojechać na rowerach do lasu. Poniżej kilka zdjęć z czerwonego szlaku wiodącego wzdłuż Łyny.


Po deszczu w lesie było ciemno. Mimo chłodu, jechało nam się bardzo przyjemnie. Na zdjęciu Grucha pędzi po leśnym dukcie.


Zrobiliśmy krótką przerwę w okolicy, gdzie podobno grasują bobry.


I była to prawda. Na zdjęciu widać tamę wybudowaną przez te sprytne zwierzęta. Zwróćcie uwagę na różnicę poziomów wody!


Na tym wyjeździe odkryłem dużą zaletę mostków starego typu – można zamontować uchwyt do Edge’a bardziej z przodu.


Pierwszy kontakt Gruchy z turystycznym odbiornikiem Garmina. A potem przeprawa przez strumień. Mój kolega oczywiście „metodą rajdową” nie tracił czasu na szukanie dogodniejszego przejścia i skończył w mule po kolana…


Po odnalezieniu dogodnego miejsca, Grucha zawiesza lampion na małym dębie.


Moim zadaniem było uśrednianie współrzędnych na odbiornikach GPS, tak aby oznaczenie punktów było jak najbardziej precyzyjne.


W drodze powrotnej do Lidzbarka Warmińskiego musieliśmy uważać, żeby nie rozjechać ślimaków. Mnóstwo winniczków wypełzło na drogę po deszczu.

Sobotni rajd udał się znakomicie. Poranny deszcz szybko ustąpił słońcu, a późniejsze przelotne opady dostarczyły jeszcze więcej emocji zawodnikom podczas zmagań. Ja przez cały dzień jeździłem na rowerze między punktami kontrolnymi i fotografowałem uczestników podczas rywalizacji. Zabawa była przednia. Imprezy na orientację podobają mi się coraz bardziej, szczególnie jeśli poprzeplatane są zadaniami specjalnymi. Tym razem wystąpiłem w roli organizatora, ale to też było bardzo przyjemne. Wszystko udało się świetnie. Cieszę się, że mogłem pomóc Gruszce w przygotowaniu takiej fajnej zabawy nie tylko robiąc zdjęcia. Poniżej trasa mojego przejazdu z weekendu. Wszystkim, lubiącym terenową jazdę, polecam wizytę w Lidzbarku Warmińskim. Urozmaicony krajobraz, wspaniałe lasy i polne drogi a do tego sporo pagórków. Bajka.