Pod koniec stycznia miałem wziąć udział w niesamowitym wydarzeniu. Otóż w Beskidzie Niskim odbywały się mistrzostwa Europy w rajdach przygodowych. Niemal 500 km do pokonania bez przerwy. Pieszo, na rowerach, na nartach i konno. Do tego słynne zadania specjalne na punktach kontrolnych. Przygoda pełną gębą. Co prawda miałem pojawić się tam nie jako uczestnik, a tylko jako fotograf i reporter, ale bardzo cieszyłem się na ten wyjazd. No właśnie miałem… Znawca życia Darek Urbanowicz (zwany Gruchą) przepowiedział mi, że po trzydziestce nic już nie będzie tak jak kiedyś. No i wykrakał. Nie myślałem tylko, że tak nagle i z „grubej rury” nastąpi zmiana. Zamiast do śnieżnej krainy po przygodę wybrałem się do szpitala. Rowery pooglądałem tylko w gazecie, a śnieg przez okno. Trudno. Co nas nie zabije, to nas wzmocni.

Za całe zamieszanie odpowiedzialny był Team 360°, czyli ta sama ekipa, która organizuje co roku rajdy miejskie w Gliwicach dla amatorów (startowaliśmy z Żabą w etapie pieszymrowerowym). To oznaczało jedno – impreza musiała odbyć się z fasonem. I w istocie tak było. Ciężko mi opisywać coś, czego nie widziałem, ale z licznych relacji prasowych wynika, że kiepsko nie było.

Oto podsumowujący komunikat autorstwa Darka Urbanowicza, który piastował na rajdzie stanowisko rzecznika prasowego:

Łukasz Warmuz (nawigator), Justyna Frączek, Maciej Dubaj oraz Artur Kurek z Salewa Trailteam zdobyli mistrzostwo Europy w rajdach przygodowych. Zawody odbyły się na Ziemi Gorlickiej, w Beskidzie Niskim. Planowany dystans zawodów to 500 km pokonywanych non stop. Mistrzowie Europy na metę w Stadninie Koni Huculskich w Gładyszowie – Regietowie wpadli po 78 godzinach. Jednak z wynikających z biegu wydarzeń względów organizatorzy musieli korygować trasę i skrócić ją o kilka punktów kontrolnych, co przekłada się na zmniejszenie ogólnego dystansu. Dodatkowo, ciasne limity czasowe zamknięcia punktów kontrolnych i stref zmian zmuszały zespoły do taktycznej rezygnacji z niektórych punktów kontrolnych.
Mimo prawdziwych zimowych warunków nie stanowiły one wielkiej przeszkody. Podczas pamiętnego zeszłorocznego Pucharu Europy (400 km) na Roztoczu temperatura spadła do -35 st. C. Tym razem nie mróz nie przekroczył –22 stopni, ale przy wietrze czynnik chłodzenia wynosił (co szczególnie odczuwalne jest na odcinkach rowerowych). Zawodnicy bardzo chwalili zadania specjalne, które są okrasą adventure racingu (angielska nazwa tego sportu). Pierwszym był sam prolog rajdu i bieg na orientację po Gorlicach. Trudność polegała, że mapa – tzw. szwajcarka – była „nieco wybrakowana”, czyli zaznaczono na niej tylko najbliższą okolicę punktów kontrolnych. Trzeba więc było umiejętnie posługiwać się kompasem i mieć wyczucie dystansu. Kolejne zadanie odbyło się w Bieczu i był nim zjazd z mierzącej 60 m wieży ratuszowej. Bardzo obciążające dla zawodników okazało się podejście kątowe. To zadanie usytuowano w Kasztelu w Szymbarku. Różnica poziomów to dobre 20 m, a długość liny około 80 m. Niektórzy zawodnicy mówili o gwiazdkach przed oczami po zakończeniu… Wystartowało 10 czteroosobowych zespołów. W każdym musiała znajdować się przynajmniej jedna kobieta.

Przy okazji ME odbył się Zimowy Rajd 360 Stopni (tzw. trasa krótka). Zwyciężyli Marek Woźniczka i Stanisław Odróbka (zespół Non Stop Adventure).

Wyniki i relacje z rajdu prowadzone na bieżąco: www.team360.pl

I rzecz najważniejsza – film o AREC 2013, który został wyemitowany w Canal+. Główne skrzypce narratorskie odgrywa oczywiście Grucha. Warto obejrzeć!

Niestety długa wersja filmu zniknęła z YouTube’a, pozostaje więc krótszy materiał: